Te i wiele innych śmiałych tez stawia Frédéric Martel, francuski dziennikarz i socjolog. Jego przeszło 700-stronicowa książka „Sodoma. Hipokryzja i władza w Watykanie” to zapis dziennikarskiego śledztwa, które trwało cztery lata, zabrało autora na niemal wszystkie kontynenty i wymagało, jak twierdzi, wsparcia 80 researcherów.
Te 700 stron to w większości tekst. Martel unika przypisów, nie zawsze podaje źródła, odsyła po nie na oficjalną stronę projektu. Projektu, bo „Sodoma…” to coś więcej niż książka. Wydana jednocześnie w ośmiu językach w dwudziestu krajach stanowi swego rodzaju prywatną krucjatę autora przeciwko postrzeganej przez niego hipokryzji gejowskich dostojników Kościoła.
Autor nie kryje się ze swoim homoseksualizmem, a jednocześnie niechęcią wobec kościelnych instytucji. To przebija przez treść książki. Nie mamy tu do czynienia z dokumentem prawnym czy pracą naukową. Reportaż rządzi się innymi prawami i jest tu miejsce na osobiste opinie czy wyraźnie zaznaczoną osobowość autora. Nie można jednak oprzeć się wrażeniu, że chęć ujawnienia rozmiarów kościelnej hipokryzji momentami przesłania Martelowi fakty.
Powoływanie się na „świetnie działający gejdar” przy określaniu orientacji seksualnej rozmówców jest dość wątpliwym argumentem. Podobnie jak stwierdzenie, że „im bardziej homofobiczny kardynał, tym większe prawdopodobieństwo że jest kryptogejem”. Przy czym autor zdaje się uważać za homofobię wszystko, co nie jest radosną afirmacją homoseksualizmu.
Wielka szkoda, że autora momentami nieco ponosi, bo bije to w wiarygodność książki. Tymczasem ogrom materiału i pracy jest tu godny szacunku. Nawet jeśli weźmiemy poprawki na nieco tendencyjne podejście Martela, rozmiary ujawnianej przez niego hipokryzji są porażające. Autor opisuje dziesiątki rozmów z różnymi postaciami: od kardynałów na najwyższych stanowiskach, przez szeregowych księży z kurii rzymskiej, „cywilnych” pracowników Watykanu, byłych księży, tak homo- jak heteroseksualnych, dziennikarzy badających nadużycia Kościoła na całym świecie, aż po męskie prostytutki polujące na klientów w Wiecznym Mieście.
Moim zdaniem autor przekonująco dowodzi, że wiele najważniejszych postaci w Kościele to geje. I to geje praktykujący – zarówno z prostytutkami, jak z seminarzystami czy własnymi sekretarzami. Opisuje tych żyjących w stałych, monogamicznych związkach i tych rozwiązłych. Stawia przy tym tezę, że obawa przed ujawnieniem ich podwójnego życia to jedna z głównych przyczyn skrywania afer pedofilskich – kryję swoich, bo mogą wyciągnąć na światło dzienne także moje brudy.
Martel skupia się na pontyfikacie trzech ostatnich papieży. Jana Pawła II traktuje jak zapiekłego konserwatystę, który tak skupił się na walce z komunizmem, że Stanisław Dziwisz i Angelo Sodano mogli przed nim ukrywać nieprawidłowości. Benedykt XVI na kartach książki to żyjący w celibacie gej, który nie rozumiał, że inni kardynałowie nie są skłonni do wstrzemięźliwości seksualnej. I wreszcie najbardziej liberalny Franciszek, który mało skutecznie walczy z homofobicznymi gejami Watykanu.
Rewelacje Martela trzeba traktować dość ostrożnie. Jednak nawet jeśli przyjmiemy tylko to, co autor wyciąga z ogólnodostępnych źródeł i układa w spójną całość, otrzymujemy obraz niewiele mniej wstrząsający niż dokument „Nie mów nikomu” braci Sekielskich. Książkę należy czytać bardzo krytycznie – filtrując antyklerykalne i homofilne zapędy autora. Ale przeczytać należy, zwłaszcza w kraju który „swojego” papieża kocha, choć nic o nim i jego nauczaniu nie wie.