Przyznam, że zajdlowego „Cieniorytu” nie czytałem. Z Piskorskim spotkałem się tylko raz, przy okazji „Pocztu Dziwów Miejskich”, który wspominam bardzo dobrze. W związku z tym miałem nadzieję na ciekawą lekturę i nie zawiodłem się.
W „Czterdzieści i cztery” śledzimy losy Elizy Żmijewskiej, agentki z Litwy, która przybywa do Londynu w 1844 r. Tam, na zlecenie Rady Emigracyjnej pod wodzą Juliusza Słowackiego ma zabić bogatego przemysłowca Konrada Załuskiego, który „zdradził ojczyznę”. Jednocześnie w Europie narasta rewolucyjne wrzenie, a tajne stowarzyszenia walczą przeciwko energii próżni – etherowi, który według nich zagraża równowadze świata.
Powieść stanowi bardzo ciekawą mieszaninę różnych gatunków. Na pierwszy rzut oka mamy do czynienia z powieścią steampunkową z polskim smaczkiem. Trwa rewolucja przemysłowa, którą napędza nie para, a ether. Ether, który stanowi źródło energii, broń, a także drogę do równoległych wszechświatów. Bramami etherowymi można przejść do innych, niezamieszkałych Ziemi, nieznacznie różniących się od naszej. Coś a’la Długa Ziemia z cyklu powieści Stepena Baxtera i Terry’ego Pratchetta. Ta koncepcja światów równoległych i zamieszkujących ich stworzeń czerpie z kolei obficie z dorobku science fiction.
I wreszcie mamy elementy szpiegowsko-sensacyjne. Eliza jest tajną emisariuszką rządu na uchodźstwie. Musi przeniknąć do otoczenia bogatego przemysłowca, unikając zakusów Scotland Yardu. Jednocześnie wikła się w sieć innych spisków i tajnych organizacji.
Piskorski podlewa to wszystko sosem XIX-wiecznego romantyzmu. Ja akurat zawsze lubiłem ten okres literacki, pewnie dlatego, że to z tego okresu wyrasta współczesna literatura fantastyczna (Frankenstein, Drakula). Niemniej w szkołach katujemy go na tyle długo, żeby skutecznie obrzydzić go uczniom.
Autor „Czterdzieści i cztery” bawi się konwencjami i nawiązaniami do romantyzmu. Na kartach książki spotkamy Juliusza Słowackiego, Adama Mickiewicza i George’a Byrona (w świecie Piskorskiego Byron nie zginął w Grecji w 1824 r.). Sam tytuł nawet najbardziej odpornym na polonistyczną wiedzę musi kojarzyć się z fragmentem „Dziadów cz. III”, gdzie w mistycznym widzeniu ksiądz Piotr opowiada o zbawcy narodu:
„Z matki obcej: krew jego dawne bohatery,
a imię jego będzie czterdzieści i cztery”
Co miał na myśli Mickiewicz dokładnie nie wiadomo. Co niektórzy twierdzą, że siebie samego. Piskorski przedstawia jednak na kartach powieści inną interpretację.
Nie brak innych zabaw konwencją. Autor zaczyna większość rozdziałów od parafraz znanych utworów romantycznych autorów. Zastanawialiście się jak mogłaby wyglądać „Reduta Ordona” w steampunkowym świecie? Tu znajdziecie odpowiedź.
Warto jednak powiedzieć, że przy całej wyraźnej sympatii Piskorskiego dla romantycznej tradycji autor nie boi się zakpić z patetyzmu i samouwielbienia XIX-wiecznych „wieszczów” i całej romantycznej tradycji narodowowyzwoleńczej. To sprawia, że całość jest znacznie bardziej strawna, niż schematyczne lekcje polskiego w liceum.
To wszystko byłoby na nic, gdyby nie ciekawa historia i bohaterowie. Eliza Żmijewska to kobieta już znacznie po trzydziestce, mająca swoje kompleksy i blizny, także emocjonalne. Do tego bogata kolekcja postaci drugoplanowych, na czele ze szkockim arystokratą, który jest samą głową, utrzymywaną przy życiu przez obcą technologię. Także sama fabuła wymyka się schematom i prezentuje sporo ciekawych zwrotów akcji i niejednoznaczne zakończenie.
„Czterdzieści i cztery” to jedna z najciekawszych pozycji krajowej fantastyki w tym roku. Polecam.