Poniższy wpis przeznaczony jest dla osób, które oglądały film lub czytały książkę, więc zawiera spojlery.
Porównanie „Poradnika pozytywnego myślenia” w wersji filmowej i książkowej świetnie pokazuje, jak zmiana akcentów bez kolosalnych ingerencji w fabułę potrafi całkowicie zmienić postrzeganie historii. Pozornie film jest dość wierną adaptacją. Jeśli nie liczyć końcówki, to wydarzenia w filmie z grubsza odpowiadają tym książkowym. Jednak jest kilka poważnych różnic.
Przede wszystkim film to historia Pata i Tiffany, którzy wspólnie pokonują swoje zaburzenia psychiczne. Książka to pamiętnik Pata. Wszystkie wydarzenia opowiedziane są z jego perspektywy, przez filtr jego fobii i obsesji, którego z wiadomych względów nie sposób zastosować na ekranie. Dlatego choroba Pata (ale i Tiffany) jest w książce wyraźnie widoczna, podczas gdy w filmie główny bohater ma drobne problemy z kontrolowaniem agresji, ale tak naprawdę nie widać po nim konieczności pozostawania w zamkniętym ośrodku psychiatrycznym.
Z kolei Tiffany w książce to postać mniej istotna niż ta w wersji filmowej. Owszem, jest ważna, ale wcale nie bardziej niż rodzina Pata. Jednak najważniejsza zmiana to jej wiek. W książce to dojrzała, niemal 40-letnia kobieta. Jej rolę w filmie odtwarza genialna na miarę zasłużonego Oskara Jennifer Lawrence, która w momencie kręcenia filmu miała zaledwie 22 lata.
Decyzja o uwypukleniu roli Tiffany była ze wszech miar słuszna. Wobec trudności z pokazaniem na ekranie wewnętrznych rozterek Pata sprawiły, że trzeba było czymś wypełnić film. Rozbudowano więc rolę Tiffany, w którą Lawrence tchnęła niesamowite życie. Większość najbardziej zabawnych filmowych scen to te z jej udziałem, często mocno zmienione w porównaniu z powieścią, np. genialna scena, gdy wraz z Patem odkrywają wspólny temat do rozmowy w postaci porównywania przyjmowanych psychotropów.
Inną istotną różnicą jest rodzina Pata. W filmie to nieco zwariowana, ale kochająca się grupka, na czele z genialnym Robertem De Niro w roli ojca głównego bohatera. Na ekranie służy on udowodnieniu tezy, że każdy ma jakieś zaburzenia psychiczne. Z kolei w powieści istotnym elementem, który pomaga Patowi wrócić do normalnego życia jest ostry konflikt między rodzicami.
W obu wersjach „Poradnika…” istotną rolę pełni futbol amerykański. W filmie samego futbolu jest niewiele, jest on raczej gdzieś w tle, ważniejsze jest samo kibicowanie i towarzyszące mu emocje, które większość Polaków rozumie doskonale. Z kolei w powieści opisy meczów zajmują znaczną część książki i bez pewnej wiedzy o tym sporcie momentami ciężko się połapać.
Niestety wiedzy o futbolu kompletnie nie miały obie tłumaczki polskiego wydania. Oczywiście mają prawo się nie znać na tym egzotycznym dla Polaków sporcie, ale w dobie internetu naprawdę nie tak trudno posprawdzać polską terminologię czy poczytać trochę, żeby ustrzec się najbardziej rażących pomyłek. Jeszcze bardziej wkurzająca jest inna maniera, czyli tłumaczenie wszystkiego co się da. Jak można tłumaczyć nazwy drużyn??? Tak oto Philadelphia Eagles zostali Orłami z Filadelfii, Dallas Cowboys zostali Kowbojami z Dallas itd. Jeszcze tylko Byków z Chicago, Królewskich z Madrytu i Zjednoczonych z Manchesteru brakuje! Że nie wspomnę, że wystarczyłby najbardziej pobieżny reaserch, żeby odkryć, że Indianapolis Colts to nie są żadne Kolty tylko Źrebaki, w końcu w herbie klubu mają podkowę, a nie rewolwer.
Wracając jednak do meritum, warto porównać film z książką, żeby przekonać się jak pozornie drobne zmiany mogą całkowicie zmienić odbiór całości. Z powieści o człowieku opętanym obsesją, który walczy ze swoją chorobą otrzymujemy historię dwójki ludzi, którzy nawzajem podźwigają się z upadku.
Obie wersje „Poradnika pozytywnego myślenia” są godne polecenia, choć ich nastrój i odbiór jest diametralnie różny.
ZOBACZ TEŻ:
Książki na ekranie: Hobbit, czyli tam i z powrotem