Site icon Z pierwszej półki

Top 10 książek dla młodego czytelnika

Astrid Lindgren - Ronja, córkę zbójnikaZ okazji Dnia Dziecka postanowiłem przygotować na blogu moje własne top 10 książek dla dzieci i młodzieży. Jak na bloga przystało zestawienie będzie kompletnie subiektywne według tylko dla mnie zrozumiałych kryteriów. Postaram się je zaraz wyjaśnić.
Po pierwsze w zestawieniu znalazły się głównie serie. Jakoś nie znalazłem pojedynczych książek, które chciałbym na tej liście umieścić. Przy czym „serie” traktuję dość umownie, czasami są to po prostu autorzy. Kryterium jest dość proste: jakie książki podsunąłbym własnemu dziecku, żeby rozbudzić w nim pasję czytelniczą? Jakie poradziłbym innym rodzicom? Na liście znajdą się zarówno książki dla dzieci, jak i dla młodzieży w wieku gimnazjalnym.

Na początek te, które znajdują się w różnych zestawieniach najlepszych książek dla dzieci, ale ja z jakiś względów nie jestem do nich przekonany:

Hobbit – nie żebym nie był przekonany do Hobbita czy do Tolkiena. Wręcz przeciwnie 🙂 Po prostu uważam, że choć pisana była jako książka dla dzieci, niekoniecznie dziecko będzie w stanie ją docenić. Ja przeczytałem ją w podstawówce i gdyby nie przeczytany kilka lat później „Władca Pierścieni” pewnie już nigdy bym do niej nie wrócił. A tutaj coś na temat filmu i porównanie go z książką.

Muminki – tak jak dobranockę oglądałem nawet z przyjemnością, tak nigdy nie mogłem się przekonać do zakręconego świata Tove Janson z kart książek.

Alicja w Krainie Czarów – patrz wyżej, tylko jeszcze bardziej. Na temat zdrowia psychicznejo Lewisa Carrola wiele napisano. Mi nie chce się wierzyć, żeby ktoś napisał taką książkę bez wsparcia halucynogenów.

Mały Książę – nuuuudy. Jakoś nigdy nie odnalazłem tu szeroko reklamowanego „głębokiego przesłania”.

Zmierzch – tak jak doceniam fakt, że pani Meyer utrafiła w niszę i wierzę, że rzesze jej wielbicielek wampirza saga natchnie do sięgnięcia po lepsze książki, tak własnej córce podałbym to jedynie w ostateczności jako lek ostatniej szansy.

Bajki, Baśnie etc. – braciom Grim i Andersenowi należy się miejsce w panteonie sław literatury za niewyczerpaną kopalnię motywów i inspiracji, ale nigdy nie sprawiało mi przyjemności czytanie tego w oryginale.

 

Honorable mention, czyli te pozycje, które warto polecić, ale w dziesiątce się nie zmieściły:

Henryk Sienkiewicz, W pustyni i w puszczy – ja osobiście lubię Sienkiewicza, a w przygodach Stasia i Nel zaczytywałem się z wypiekami na twarzy, ale wiem, że wielu czytelnikom młodszego pokolenia nie pasuje jego styl pisania. W związku z tym wypadł poza dziesiątkę.

Christopher Paolini, Dziedzictwo (Eragon) – koszmarnie wtórna rzecz, ale napisana z polotem. Gdyby ostatnie części utrzymały tempo pierwszych tomów, pewnie załapałby się do dziesiątki, ale wymęczona końcówka sagi może zniechęcić niejednego wytrawnego czytelnika.

Kornel Makuszyński – berbeciem będąc zaczytywałem się w przygodach Koziołka Matołka i Fiki-Miki, które mają tę zaletę, że są wierszowane i z dużą ilością obrazków, więc świetnie nadają się do pierwszych klas podstawówki. Z książek dla nieco starszego czytelnika przekonał mnie jednak tylko „Szatan z siódmej klasy”, choć osobiście zawsze melancholijnie nastawiała mnie informacja podana tuż po szczęśliwym zakończeniu, że książka napisana została w 1936 r. Biedny Adaś już za trzy lata będzie bił się za ojczyznę.

 

I właściwe TOP TEN:

10. Przygody Trzech Detektywów

Seria dla chłopców o trzech nastolatkach, którzy wspólnie rozwiązują tajemnice kryminalne, z którymi nie mogą sobie poradzić dorośli. Każda z nich ma jakiś nadprzyrodzony element, który jednak można wyjaśnić racjonalnie. Trochę jak „Scooby Doo”, tylko znacznie poważniejsze i mimo wszystko mniej sztampowe. Sygnowane nazwiskiem Alfreda Hitchcocka, jednak tak naprawdę pisali je ghostwriterzy pod bardzo luźnym nadzorem mistrza kina grozy. Trójka charakterystycznych bohaterów, czyli mięśniak, mózgowiec i mól książkowy oraz zmieniające się sceneria sprawiają, że młody czytelnik nie zwraca aż tak bardzo uwagi na pewną schematyczność fabuły.

 

9. Frances Hodgson Burnett

Coś bardziej dla dziewczynek. Jej powieści poruszają tematykę społeczną, ale robią to w dość zawoalowany i przyjemny sposób. Nieco melancholijny nastrój i tło późnowiktoriańskiej Anglia zyskały pisarce dużo wielbicieli. Do jej najbardziej znanych książek należą „Tajemniczy Ogród”, „Mały Lord” i „Mała Księżniczka”, jednak ja zawsze najbardziej lubiłem znacznie mniej znanego „Zaginionego Księcia”, czyli dziecięcy odpowiednik wschodnich mitów o zaginionym prawowitym carewiczu.

 

8. Mikołajek

Przezabawna seria o chłopaku z francuskiej podstawówki i jego kolegach. Seria w różnych odmianach, lepszych i gorszych, ma wielbicieli w różnym wieku na całym świecie. Krótkie opowiadania Rene Goscinnego, scenarzysty „Asteriksa” ilustrowane charakterystyczną kreską Jeana-Jaquesa Sempe bawią mnie do dziś. Jednak współczesne dzieciaki mogą nie zrozumieć problemów i zabaw Mikołajka, który nie ma do dyspozycji komórek, konsol do gry i komputerów z internetem.

 

7. Astrid Lindgren

Jedna z najlepszych dziecięcych autorek ever. Co ciekawe jej książki dojrzewają razem z czytelnikiem. Najmłodszym polecam „Dzieci z Bullerbyn”, idylliczną historię o dzieciństwie na ubogiej szwedzkiej wsi, która już dawno nie istnieje. Potem serię o Pippi Pończoszance (Fizi w starych polskich tłumaczeniach), która jest odzwierciedleniem dziecięcych marzeń o niezwykłych przyjaciołach i zwariowanych przygodach. Potem „Ronję, córkę zbójnika” historię o dojrzewaniu, także płciowym, przemyconą jako baśń z pogranicza fantasy. A na koniec „Braci Lwie Serce”, mądrą przypowieść o śmierci i przemijaniu, tematach rzadko podejmowanych w literaturze dla najmłodszych.

 

6. Jeżycjada

Saga o poznańskiej rodzinie Borejków podbiła serca nie tylko dzieci, ale i dorosłych. Ma fanów głównie wśród dziewcząt, ale i autor niniejszego bloga lubi tę serię. Ciepło i z humorem przedstawiają nieco wyidealizowane życie zwykłej inteligenckiej rodziny. Przy okazji świetna kronika życia codziennego od późnych lat 70-tych do dziś, przy czym jeden z tomów sięga w przeszłość aż do 1936 r. Niemniej ciekawe są szczegółowe opisy zmian na Jeżycach, starej dzielnicy Poznania, sąsiadującej ze Starym Miastem.

 

5. Pan Kleks

Zanim dzieciaki pragnęły dostać list z Hogwartu, marzyliśmy o dostaniu się do Akademii Pana Kleksa. Niestety nie miałem imienia na „A”, więc na starcie byłem spalony, ale to nie przeszkadzało mi się zaczytywać w trylogii Jana Brzechwy. Nieco zwariowany, mądry nauczyciel, dziwaczna szkoła, która raczej uczy życia niż wtłacza uczniom wiedzę i niesamowite bajkowe przygody. Aż trudno uwierzyć, że Brzechwa napisał pierwszy tom w trakcie drugiej wojny światowej. Starsi czytelnicy na pewno docenią zabawę konwencjami. Dlatego mimo upływu lat „Pan Kleks” wciąż się broni. Dużo dobrego dla serii zrobiły też adaptacje filmowe z brawurową kreację Piotra Fronczewskiego w tytułowej roli.

 

4. Igrzyska Śmierci

Zdecydowanie pozycja dla tych starszych. Jest to jedna z nielicznych serii we współczesnej literaturze młodzieżowej, która nie popada w cukierkowy sentymentalizm i graniczącą z histerią melodramatyczność. Antyutopia dla młodszego czytelnika, dobry wstęp do takich dzieł jak „1984” Orwella.

 

3. Seria o Tomku Wilmowskim

Pewnie te książki powinny znaleźć się nieco niżej, ale mam do nich osobisty sentyment, bo właśnie „Tomek w Krainie Kangurów” stał się moją pierwszą „dorosłą” książką w życiu, to znaczy taką bez wielkich obrazków na każdej stronie. Przeczytałem ją mając niecałe sześć lat i do dziś pamiętam, jak mama nie mogła w to uwierzyć i przepytywała mnie z jej treści. Przygody dzielnego nastolatka, a potem młodego naukowca na całym świecie w początku XX wieku to absolutna klasyka powieści podróżniczej. Przedsiębiorczy Tomek, rubaszny bosman Nowicki, odważna Sally, niezawodny pan Smuga i opiekuńczy pan Wilmowski stali się jednymi z ulubionych bohaterów mojego dzieciństwa.

Dodatkowo Alfred Szklarski sprawnie przemyca „smrodek dydaktyczny”, dzięki czemu błyszczałem w podstawówce na lekcjach geografii, biologii, a nawet historii. Wielka szkoda że autor zmarł nie ukończywszy serii. Jeden tom na podstawie pozostawionych notatek napisał Adam Zelga i nieco odstaje on stylem i poziomem od reszty. W planach były jeszcze co najmniej dwa, ale zostało zbyt mało informacji, by próbować je odtworzyć.

 

2. Opowieści z Narnii

Wielka chrześcijańska alegoria zapełniona pogańskimi symbolami. W warstwie symbolicznej pasjonujący materiał dla analizy, ale dla dzieciaków przede wszystkim znakomita rozrywka. Sam z wypiekami na twarzy czytałem w podstawówce sześć części narnijskiej sagi, do dziś z przyjemnością do niej wracam. Do siódmej, ostatniej części, trzeba dorosnąć. Ona jest bardziej filozoficzna, mówi o śmierci, przemijaniu, brakuje jej kolorytu i klimatu wcześniejszych tomów.

Wiele dzieci wchłonie Opowieści z Narnii jak sucha gąbka wodę. Historie nie są za długie, ani zbyt skomplikowane. Przy tym opowiedziane z polotem, a narnijski świat bogaty i fascynujący, choć sprzeczności logiczne z łatwością wyłapywałem już jako 10-latek. I choć Hollywood zrobił książkom Lewisa sporą krzywdę (zwłaszcza „Księciem Kaspianem”), to jednak te powieści są wciąż najlepszym wprowadzeniem dziecka w świat fantastyki.

 

1. Harry Potter

Nie mogło być inaczej. Numerem jeden może być tylko najlepiej sprzedająca się seria książkowa w historii ludzkości. To dzięki Harry’emu Potterowi J.K. Rowling stała się najpopularniejszym brytyjskim pisarzem, detronizując Szekspira i Tolkiena, a postmoderniści wieszczący koniec literatury, która miała być medium nieprzystosowanym do młodego pokolenia przekonali się, jak bardzo się mylili. To książki Rowling udowodniły, że warto pisać dla młodych, którzy potrafią docenić dobrą literaturę i zaczęły wysyp mniej lub bardziej udanych książek dla nastolatków.

Dziś Harry Potter to jedna z najcenniejszych marek w świecie kultury i gigantyczne przedsięwzięcie biznesowe, ale dla mnie na zawsze pozostanie serią, która z mojego nienawidzącego książek brata zrobiła fana powieści fantastycznych i za to pozostanę pani Rowling wdzięczny na wieki. Jak pewnie setki rodziców, których latorośle przekonały się, że czytanie to niekoniecznie taka nuda jaką serwują w szkole.

Exit mobile version