Kim właściwie był cesarz starożytnego Rzymu? Kim byli ludzie w jego otoczeniu? Jak żył, jak pracował? Czego po nim oczekiwali potężni senatorowie i zwykli obywatele Imperium?
W najnowszej książce Mary Beard, emerytowanej profesor Uniwersytetu w Cambridge nie znajdziecie typowych tematów związanych z cesarzami Rzymu – rzekomej rozwiązłości i okrucieństwa Kaliguli, rozważań o tym czy Klaudiusz był śliniącym się głupcem czy przebiegłym politykiem oraz ilu mężczyzn i w jaki sposób zaspokoiła jego żona Messalina podczas zawodów z prostytutką.
Te tabloidowo – sensacyjne zagadnienia są nam świetnie znane z popkulturowych powieści i filmów, książek popularnonaukowych czy nawet niektórych publikacji historycznych. Jednak Beard nie interesuje tani sensacjonalizm, a raczej cesarz jako instytucja Imperium Rzymskiego.
To nie znaczy, że autorka nie wspomina o tych historiach, jednak czyni to w szerszym kontekście. Jak ma to w zwyczaju w swoich książkach dokonuje na oczach czytelnika krytyki dostępnych źródeł. Czy Tacyt, Kasjusz Dio i Józef Flawiusz, przez wieki traktowani jako najlepsze źródła o dziejach wczesnego cesarstwa, mieli swoje interesy w portretowaniu cesarzy w określony sposób? Czy ich relacje można jakoś niezależnie potwierdzić? Jednak przede wszystkim ten starożytny odpowiednik czarnego PR-u służy Beard do wyciągania ogólnych wniosków na temat postrzegania cesarza przez warstwę senatorską. W jaki sposób autorzy przedstawiali „złych”, a jak „dobrych” władców? Co było zestawem cech pożądanych, a co dyskredytowało cesarza? Gdzie przebiegała granica między skąpstwem i oszczędnością, między hojnością i rozrzutnością, stanowczością i okrucieństwem?
Takie tematy najczęściej przykuwają uwagę, jednak to nie one są najistotniejszym elementem książki. Używając rzadziej cytowanych zabytków piśmiennictwa, zachowanych dokumentów oraz dostępnych źródeł archeologicznych Beard kreśli obraz cesarza jako człowieka uwikłanego w skomplikowaną i wielowymiarową pajęczynę władzy. Jak spędzał czas wolny? Czy w ogóle miał czas wolny? W jaki sposób wielkie inwestycje budowlane kreowały jego wizerunek? Jak wyglądała jego codzienna praca?
Pod uwagę bierze czas od Oktawiana Augusta do Aleksandra Sewera, czyli tzw. pryncypat, gdy cesarz wciąż udawał, że jest tylko „pierwszym wśród równych”, a większość republikańskich instytucji wciąż trwało dla zachowania pozorów. Po śmierci Aleksandra Sewera nastąpił głęboki, pięćdziesięcioletni kryzys Imperium, a ustrój który wyłonił się z tego zamętu (tzw. dominat) był już zupełnie inny.
Cesarz w tej książce to nie tylko człowiek, ale przede wszystkim instytucja stojąca na czele najpotężniejszego ówcześnie państwa świata. I tak jak o decyzjach prezydenta USA mówi się często, że „Biały Dom” zrobił to i tamto, tak i rzymski cesarz miał do dyspozycji cała rzeszę ludzi. Począwszy od skomplikowanych relacji z warstwą senatorską, niejasne powiązania w rodzinie, gmatwane dodatkowo przed brak jasnych zasad sukcesji, przez urzędników w stolicy i prowincjach aż po tych, o których historia najczęściej zapomina: służących, niewolników i wyzwoleńców.
Osobny rozdział poświęcony jest roli kobiet z rodziny cesarskiej, które zajęły miejsce niespotykane dla kobiet we wcześniejszym rozdziale rzymskiej historii, jednak ze źródeł wyłania się ich obraz jako intrygantek, rozwiązłych kusicielek i trucicielek. Co wiele mówi o atmosferze otaczającej cesarski dwór, ale i o fobiach oraz uprzedzeniach starożytnych autorów.
Bardzo ciekawe są dość dokładne analizy pałaców pozostałych po starożytnych imperatorach, w tym dwóch najsłynniejszych – na Palatynie w Rzymie oraz tzw. Willi Hadriana w Tivoli. Pozwala to wyciągnąć pewne wnioski o codziennym funkcjonowaniu ośrodka władzy, choć jednocześnie wskazuje na przemiany, które dokonały się na przestrzeni 250 lat, będących przedmiotem zainteresowania autorki.
Cesarz Rzymu to książka dla osób, które mają już pewne pojęcie o tym okresie starożytności. Nie znajdziecie tu dokładnego opisu rządów poszczególnych władców, a konkretne wydarzenia przywoływane są głównie dla zilustrowania szerszych tez. Nie oznacza to, że trzeba mieć wiedzę na poziomie uniwersyteckim, ale w lekturze na pewno pomoże ogólna znajomość kontekstu i najważniejszych wydarzeń historycznych. Przy tym wszystkim Beard, jak ma to w zwyczaju, bardzo szanuje czytelnika i posługuje się możliwie prostym językiem (tu również brawa dla Tomasza Chwałka oraz Magdaleny Hermanowskiej za polski przekład), jej wywody są jasne i niepozbawione swoistego brytyjskiego humoru znanego z jej innych publikacji czy wystąpień w mediach. To sprawia, że mamy do czynienia z rzadkim przykładem książki o wysokim poziomie naukowym, a jednocześnie przystępnej dla niefachowego odbiorcy niczym literatura popularnonaukowa. Lektura obowiązkowa dla każdej osoby interesującej się starożytnością, a starożytnym Rzymem w szczególności.