Na Dzień Dziecka Aneta Jadowska przygotowała dla swoich fanów nową książkę. Książkę, której, jak sama pisze, nie planowała i która była poza wszelkimi planami wydawniczymi. Pojawiła się na rynku w ograniczonej dystrybucji, w czasie kiedy wielu z nas dwa razy ogląda każdą złotówkę przed wydaniem. Czy warto ją kupić?
Zacznijmy od tego, że jest to pozycja wyłącznie dla fanów, a przynajmniej osób obeznanych z Thorn Universe, w którym rozgrywa się akcja powieści i opowiadań Jadowskiej gatunku urban fantasy. Wydane w zeszłym roku „Dzikie Dziecko Miłości” było zupełnie samodzielną powieścią, po którą spokojnie mógł sięgnąć ktoś, kto z twórczością Jadowskiej nigdy wcześniej się nie spotkał. W przypadku „Kurczaczka i Salamandry” nie ma takiej możliwości.
W najnowszej książce dostajemy jedną nowelę i dwa opowiadania, przy czym jedno jest tak krótkie, że zaryzykowałbym nazwanie go anegdotą. Bohaterami historii są tytułowe Salamandra, czyli dziewczynka, którą na koniec „Dzikiego Dziecka Miłości” przygarniają Miron i Dora oraz Kurczaczek, czyli Wiktoria, córka Witkaca. W trzecim, najkrótszym, otrzymujemy historię Michasia, pięcioletniego zmiennokształtnego Rysia, sąsiada Nikity.
Wszystkie te historie są na tyle krótkie, że nie ma czasu na kreślenie tła. Jeśli ktoś nie zna świata Thornu, pogubi się w gąszczu nazw, postaci i ich wzajemnych powiązań.
Zobacz też: Top 8 polskich ukończonych serii fantasy
Zdecydowanie najlepszą z tej trójki jest historia Salomei, zwanej również Salcią, która zajmuje niespełna 3/4 książki. Młoda osierocona Salamandra trafia do Mirona i Dory, bo wnuk księcia piekieł ma ją uczyć panowania nad jej naturalnym darem przywoływania ognia.
Tym razem Jadowska zapuszcza się na nowe terytorium. Salcia to jedenastolatka, ze wszystkimi tego wieku naturalnymi pragnieniami, lękami i kompleksami. Tyle że te lęki i kompleksy potęguje jej osierocenie i niepewność co do dalszych losów. Zwłaszcza że Dora i Miron sami próbują się odnaleźć w nietypowej dla siebie sytuacji rodziców i niekoniecznie dobrze idzie im komunikacja z nowym członkiem rodziny.
Do tego miksu autorka dorzuca kłopoty w szkole dla magicznych dzieci prowadzonej przez ex-szpiega Nisima. Za Salcią nie przepadają inne dzieci, a jeden chłopiec wręcz się na nią uwziął, w czym wydatnie pomaga mu jedna z nauczycielek, prywatnie ciotka chłopaka. Na szczęście młoda Salamandra zaprzyjaźnia się z inną uczennicą outsiderką – bestiarką Lakshmi, która przyjechała z rodzicami z Indii.
Fabuła historii jest odrobinę przewidywalna. Nie zmienia to jednak faktu, że „docieranie się” nowej, nietypowej komórki rodzinnej w Thornie potrafi złapać za serce. Przy okazji Jadoewska dotyka wielu ważnych, a dotychczas nieporuszanych w jej twórczości problemów: trudności adoptowanych dzieci w przystosowaniu do nowego środowiska, przemoc szkolna i niedostateczna kontrola nad nauczycielami, którzy potrafią zdziałać wiele złego.
To wciąż Thorn, więc możecie spodziewać się nieco akcji, jednak na pierwszy plan wyraźnie wychodzi komponent rodzinny. Praca Dory Wilk jako namiestniczki jest gdzieś w tle, głównie jako przeszkoda w relacjach z dzieckiem. Co Jadowska, córka policjanta, zapewne zna z własnego doświadczenia. Problemy polityki piekielnej i międzyrasowej też są lekko zarysowane, dając nam pewne pojęcie czego możemy się spodziewać w kolejnych tomach, jednak to historia opowiedziana z perspektywy dziecka. A dla dziecka Roman, szef wampirów, to po prostu gość próbujący odciągnąć Dorę od spędzenia czasu z Salcią.
Historia Kurczaczka to dla mnie największy zawód tej książki. Nie dlatego, że jest słaba. Wręcz przeciwnie, ma spory potencjał. Ale w założeniu miała to być opowieść Wiktorii o traumatycznym przeżyciu. Ona sama mówi (narrację prowadzi pierwszoosobowo), że po nim przestała być dzieckiem. I faktycznie, gdy na moment się zatrzymamy i zastanowimy, to przeżycia córki Witkaca są dramatyczne. Nawiedzające młodą szamankę duchy wciągają ją w doświadczenia, które nie powinny stać się udziałem żadnej nastolatki.
Tyle że to wszystko, plus śledztwo, rozwiązanie sprawy i kilka drobnych wątków pobocznych musiało się zmieścić na 45 stronach. Coś, co wygląda na solidny pomysł na powieść, zostaje streszczone w pośpiechu, który nie służy budowaniu napięcia i nie oddaje grozy, która niewątpliwie stała się udziałem Wiktorii.
Trzecia historia, czy właściwie anegdotka, to krótka, zabawna i urocza historia Michasia, który po raz pierwszy w życiu przemienia się w rysia i po prostu musi to pokazać Nikicie, swojej ulubionej sąsiadce. Tylko że ta ma własne plany, w których dziecko niekoniecznie powinno brać udział.
W sumie dostajemy niewiele ponad 200 stron treści za 30 zł plus koszty wysyłki. Książki z serii SQN Originals można kupić tylko przez internet lub na targach książki. A na fizyczne targi w przewidywalnej przyszłości się nie zanosi. Rozumiem, że pewne koszty (redakcja, korekta, skład, okładka, druk) nie maleją proporcjonalnie do objętości książki. Mimo wszystko relatywna cena jest z punktu widzenia czytelnika dość wysoka. Jednak jest to pozycja typowo dla fanów, a ci powinni być usatysfakcjonowani.
Choć przyznam, że liczyłem na spotkanie Kurczaczka i Salamandry. Na razie dalej czekam.