Choć zaczyna się jak postapokaliptyczne science-fiction, w rzeczywistości jest wizją geeka, maniakalnego wielbiciela MMORPG i amerykańskiej popkultury lat 80-tych. Jednak to wszystko podane jest w tak nostalgicznym i tak przystępnym sosie, że czyni całość nie tylko strawną, ale wręcz smaczną.
Jest rok 2044. My ludzie zniszczyliśmy planetę, katastrofa ekologiczna, bla, bla bla. Większość ludzkości żyje w biedzie, slumsach, przywileje dla nielicznych, brutalny świat, bla, bla, bla. Klasyka.
Jednak w tym świecie istniej również OASIS. Wirtualna rzeczywistość o praktycznie nieskończonych możliwościach. Coś pomiędzy World of Warcraft, Simsami i Second Life. Początkowo był to MMORGP z rozwojem postaci, questami etc., ale szybko przerodził się w coś więcej. Wielu ludzi spędzaja w nim całe życie. Wade, główny bohater, chodzi tam nawet do szkoły. Gra opiera się na znanym i dziś modelu freemium. Czyli podstawy za darmo, jeśli jesteś bardzo dobry możesz wejść na szczyt za darmo, ale większość graczy musi płacić za rozwój.
Przed śmiercią twórca gry, ekscentryczny milioner Halliday, zaszył „Wielkanocne Jajo”, jak nazywa się niespodzianka w grze, którą mogą odkryć gracze. Kto rozgryzie jego zagadkę, odziedziczy jego majątek. Jednak Halliday był maniakiem popkultury lat 80-tych. Nie sposób odnaleźć rozwiązania bez perfekcyjnej znajomości tego obszaru wiedzy. Wade należy do „jajogłowych”, specyficznej subkultury, której przedstawiciele stawiają sobie za cel odnalezienie jaja Hallidaya. Zna na pamięć wszystkie filmy, gry, seriale, muzykę, nawet te najbardziej niszowe. Pewnego dnia przypadkiem odkrywa pierwszą wskazówkę. Informacja idzie w świat. Teraz Wade będzie walczył nie tylko z innymi graczami, ale i ze złowrogą korporację, która chce zawładnąć OASIS.
Trzeba przyznać, że fabuła książki jest dość przewidywalna i typowa. Samorodni, ubodzy geniusze przeciwko wielkiej, złej machinie korporacyjnej. Internet i wirtualna rzeczywistość jako idealistyczna, anarchistyczna utopia. Przyjaźń, miłość, rywalizacja, etc. Nie trzeba być geniuszem, żeby przewidzieć kolejne zwroty akcji.
Jednak to wszystko poskładane jest do kupy nader przyjemnie. Pisane porywającym stylem, z rozmachem, naprawdę przykuwa do książki. Bohaterowie są dość wyraziści, choć może odrobinę stereotypowi.
Prawdziwą siła tej powieści jest jej klimat. Klimat, który na pewno spodoba się miłośnikom wszelkiej maści MMORPG, a także RPG tradycyjnych. Cline obficie czerpie z cyberkultury i atmosfery tych gier i umiejętnie wplata ich klimat w narrację. Całość obficie przyprawia popkulturowymi aluzjami. Niektóre, jak D&D, Packmana, Gwiezdne Wojny czy Indianę Jonesa także polski czytelnik wspomni z wzruszeniem. Inne były dla mnie kompletnie obce, bo skąd miałbym znać amerykański program dla dzieci z lat 80-tych nie będący Ulicą Sezamkową?
Całość łączy się w naprawdę zgrabną literaturę rozrywkową wysokiej próby. Nie ma tu głębokich przemyśleń, poza dość standardowymi wizjami przyszłości. Może książce lepiej zrobiłoby trochę mniej sztampy fabularnej i trochę więcej realnego, zniszczonego świata, ale może zabiłoby to jej wyjątkowy klimat? Trudno powiedzieć, ale „Player One” to znakomita propozycja dla maniaków komputerowych. A może po oderwaniu od komputera zorientujesz się, tak jak Wade, że poza internetem też jest życie?